Lalka - opracowanie lektury

Lalka - proces o lalkę

B. Prus "Lalka" - proces o lalkę baronowej Krzeszowskiej

Do jednej z interpretacji tytułu powieści Bolesława Prusa przydaje się wiedza o procesie, który wytoczyła baronowa Krzeszowska Helenie Stawskiej. Oto fragmenty "Lalki" B. Prusa, które przedstawiają historię tego

procesu.

Oskarżenie | Pomoc S. Wokulskiego | Proces o lalkę

Oskarżenie H. Stawskiej o kradzież Lalki

„Ku wieczorowi wpada Wirski zadyszany i zmieszany; ciągnie mnie do mego mieszkania, zamyka drzwi, nie zdejmując futra rzuca się na fotel i mówi:

- Wiesz pan, po co wczoraj Krzeszowska siedziała w mieszkaniu Maruszewicza do północy?..

- Do północy, u Maruszewicza?..

- Tak, i jeszcze z tym łotrem swoim adwokatem?... Hultaj Maruszewicz wypatrzył ze swych okien, że pani Stawka ubiera lalkę, a baronowa poszła do niego z lornetką, ażeby to sprawdzić...

- Więc i cóż?... - pytam.

- To, że baronowej przed kilkoma dniami zginęła lalka po nieboszczce córce i że dziś ta wariatka posądza panią Stawską...

- O co?

- O kradzież lalki!...

Przeżegnałem się.

- Śmiej się pan z tego - rzekłem - lalka u nas kupiona...

- Wiem - odparł. - Z tym wszystkim dziś, o dziewiątej, pani baronowa wpadła z rewirowym do mieszkania pani Stawskiej, kazała zabrać lalkę i spisać protokół. Już poszła skarga do sądu...

- Oszalałeś, panie Wirski. Lalka przecież u nas...

- Wiem, wiem, ale co to wszystko znaczy, kiedy już jest skandal - mówił Wirski. - Co najgorsze (wiem to od rewirowego), że pani Stawka nie chcąc, ażeby Helunia dowiedziała się o lalce, z początku nie chciała jej pokazać, prosiła, ażeby mówić cicho, rozpłakała się... Rewirowy mówi, że sam był zakłopotany, bo przede wszystkim nie wiedział, po co go baronowa ciągnie do mieszkania pani Stawskiej. Ale jak zaczęła jędza wrzeszczeć: "Okradła mnie!... lalka zginęła tego samego dnia, kiedy Stawka była ostatni raz u mnie... aresztujcie ją, bo odpowiadam całym majątkiem za prawdziwość skargi!..." - tak tedy mój rewirowy wziął lalkę do cyrkułu i poprosił ze sobą panią Stawską... Skandal, no, straszny skandal...

- A cóż wy na to?... - zawołałem wściekły z gniewu.

- Mnie nie było już w domu. Służąca pani Stawskiej pogorszyła sprawę wymyślając rewirowemu na ulicy, za co nawet siedzi w kozie... Ta znowu właścicielka paryskiej pralni, ażeby przypochlebić się baronowej, wymyślała pani Stawskiej... Tyle tylko mamy dziś satysfakcji, że poczciwe studenciny wylały na łeb baronowej coś tak obrzydliwego, że się domyć nie może...

- Ależ sąd!... ależ sprawiedliwość!... - krzyczałem.

Sąd panią Stawską uniewinni - rzekł - to przecie jasna sprawa. Ale co skandal jest, to jest... Biedna kobieta zgubiona; już nawet dziś poodprawiała uczennice i sama nie poszła na lekcje... Zapłakują się obie z matką."

Do góry↑

Pomoc S. Wokulskiego

„- Trzeba czekać na proces - przerwał Wokulski - dowieść w sądzie pani baronowej, że kłamie, wytoczyć jej sprawę o oszczerstwo i jeżeli pójdzie za to do kozy, nie darować ani jednej godziny. Jakiś miesiąc przepędzony w celi zrobi jej bardzo dobrze. Zresztą mówiłem już z adwokatem, który jutro przyjdzie do pań.

- Bóg cię zesłał, panie Wokulski... - zawołała już zupełnie naturalnym głosem pani Misiewiczowa zrywając z głowy chustkę.

- Przyszedłem tu w ważniejszym interesie - rzekł Stach do pani Stawskiej (pilno mu widać było pożegnać ją, temu osłu!). - Pani rzuciła swoje lekcje?

- Tak.

- Niech je pani rzuci raz na zawsze. To licha praca i niepopłatna. Niech się pani weźmie do handlu.

- Ja?..

- Tak, pani. Pani umie rachować?

- Uczyłam się buchalterii... - szepnęła pani Stawska. Była tak czegoś wzruszona, że usiadła.

- Wybornie. Otóż spadł tu na mnie jeszcze jeden sklep z jego właścicielką, wdową. Ponieważ prawie cały kapitał należy do mnie, więc w interesie tym muszę mieć kogoś ze swej ręki; wolałbym zaś kobietę ze względu na właścicielkę sklepu. Czy więc przyjmie pani miejsce kasjerki z płacą... tymczasem siedemdziesięciu pięciu rubli na miesiąc?

- Słyszysz, Helenko? - zwróciła się do córki pani Misiewiczowa robiąc przy tym desperacko zdziwioną minę.

- Więc powierzyłby pan swoją kasę mnie, której wytoczono...- rzekła pani Stawka i rozpłakała się."

Do góry↑

Proces o lalkę Krzeszowskiej

„Sędzia przez parę minut coś pisał, a skończywszy zawiadomił obecnych, że teraz toczyć się będzie sprawa Krzeszowskiej przeciw Stawskiej o kradzież lalki.

Jednocześnie zawezwał strony i ich świadków na środek.

Stałem przy ławkach, dzięki czemu mogłem słyszeć rozmowę dwu kumoszek, z których młodsza i czerwona na twarzy tłomaczyła starszej :

- To, widzi pani: ta ładna pani ukradła tamtej pani lalkę...

- Także miała się na co łakomić!...

- Ha, trudno. Nie każdy może kraść magle...

- To pani ukradłaś magle - odezwał się spoza kumoszek gruby głos. - Nie ten złodziej, co zabiera swoją własność, ale ten, co da piętnaście rubli zadatku i myśli, że już kupił...

Sędzia wciąż pisał, a ja chciałem przypomnieć sobie mowę, którą ułożyłem wczoraj na obronę pani Stawskiej, a na pohańbienie baronowej. Ale że mi się w głowie plątały wyrazy i zdania, więc zacząłem oglądać się po sali.

Pani Misiewiczowa wciąż modliła się w ławce po cichu, a siedząca za nią Marianna płakała. Pani Krzeszowska miała szarą twarz, przycięte usta i spuszczone oczy; ale z każdego fałdu jej ubrania wyglądała złość... Obok niej stał Maruszewicz wpatrzony w ziemię, a za nim służąca baronowej, tak przestraszona, jakby ją miano prowadzić na szafot...

Nasz adwokat tłumił ziewanie.

Wokulski ściskał pięści, a pani Stawka spoglądała kolejno na wszystkich z takim łagodnym spokojem, że gdybym był rzeźbiarzem, wziąłbym ją za model do posągu oskarżonej niewinności.

Wtem, pomimo protestu Marianny, Helunia wybiegła na salę i schwyciwszy matkę za rękę spytała półgłosem:

- Mamo, czego ten pan kazał mamie tu przyjść?... Ja coś powiem do uszka: pewnie mama była niegrzeczna i teraz będzie stać w kącie...

- To wyuczone!... - rzekła czerwona kumoszka do starszej.

- Żebyś pani tak zdrowa była! - mruknął za nią gruby głos.

- Pan będziesz zdrów za moją krzywdę... - odparła z gniewem kumoszka.

- A pani skonasz na konwulsje i będą cię w piekle maglować na moich maglach - odrzekł jej antagonista.

- Ciszej! - zawołał sędzia. - Co pani Krzeszowska mówi o sprawie?

- Wysłuchaj mnie, panie sędzio! - zaczęła deklamować pani baronowa wysunąwszy nogę naprzód. - Po zmarłym dziecku została mi, jako najdroższa pamiątka; lalka, która bardzo podobała się tej oto pani - wskazała na Stawską - i jej córce...

- Oskarżona bywała u pani?

- Tak, wynajmowałam ją do szycia...

- Alem jej nic nie zapłaciła! - huknął z końca sali Wirski.

- Ciszej! - zgromił go sędzia. - Tak i cóż?

- W dniu, w którym tę panią oddaliłam od siebie - mówiła baronowa - zginęła mi lalka. Myślałam, że umrę z żalu, i zaraz na nią powzięłam podejrzenie... Miałam dobre przeczucia, gdyż w kilka dni później przyjaciel mój, pan Maruszewicz, zobaczył z okna, że ta pani (która mieszka vis á vis niego) ma u siebie moją lalkę i dla niepoznaki przebiera ją w inną suknię.

Wtedy poszłam do jego mieszkania z moim doradcą prawnym i zobaczyłam przez lornetkę, że moja lalka jest rzeczywiście u tej pani. Na drugi dzień więc udałam się do niej, zabrałam lalkę, którą tu widzę na stole, i podałam skargę.

- A pan Maruszewicz jest pewny, że to ta sama lalka, która była u pani Krzeszowskiei? - spytał sędzia.

- To jest... właściwie mówiąc... pewności nie mam żadnej.

- Tak dlaczegóż pan Maruszewicz powiedział to pani Krzeszowskiej?

- Właściwie... ja nie w tym znaczeniu...

- Nie kłam pan! - zawołała baronowa. - Przybiegłeś do mnie, śmiejąc się, powiedziałeś, że Stawka ukradła lalkę i że to do niej podobne...

Maruszewicz zaczął mienić się, potnieć i nawet przestępować z nogi na nogę, co jest chyba dowodem wielkiej skruchy.

- Podlec - mruknął Wokulski dosyć głośno.

Spostrzegłem jednak, że uwaga ta nie wzmocniła w Maruszewiczu otuchy. Owszem, zdawał się być jeszcze więcej zmięszany.

Sędzia zwrócił się do służącej pani Krzeszowskiej.

- U was była ta lalka?

- Nie wiem która... - szepnęła zapytana.

Sędzia wyciągnął do niej lalkę, ale służąca milczała mrugając oczyma i załamując ręce.

- Ach, to Mimi!... - zawołała Helunia.

- O, panie sędzio! - krzyknęła baronowa. - Córka świadczy przeciw matce...

- Znasz tę lalkę? - spytał sędzia Heluni.

- O, znam!... Zupełnie taka sama była u pani tam w pokoiku...

- Czy to jest ta sama?

- O, nie, nie ta... Tamta miała popielatą sukienkę i czarne buciki, a ta ma brązowe buciki!...

- Nu, tak... - mruknął sędzia kładąc lalkę na stole. - Co pani Stawka powie?... - dodał.

- Lalkę tę kupiłam w sklepie pana Wokulskiego...

- A ile pani dała za nią?... - syknęła baronowa.

- Trzy ruble.

- Cha! Cha! Cha!... - zaśmiała się baronowa. - Ta lalka kosztuje piętnaście...

- Kto pani sprzedał tę lalkę? - zapytał sędzia Stawskiej.

- Pan Rzecki - odparła rumieniąc się.

- Co powie pan Rzecki?... - rzekł sędzia.

Tu właśnie była pora wypowiedzieć moją mowę. Jakoż zacząłem:

- Szanowny sędzio!... Z bolesnym zdumieniem przychodzi mi... To jest... widzę przed sobą triumfującą złość i tego... uciśnioną...

Nagle tak mi zaschło w ustach, że już nie mogłem słowa przemówić. Szczęściem, odezwał się Wokulski:

- Rzecki był tylko obecny przy kupnie, lalkę ja sprzedałem.

- Za trzy ruble? - spytała baronowa błysnąwszy oczyma jaszczurki.

- Tak, za trzy ruble. Jest to towar wybrakowany, którego się pozbywamy.

- Czy i mnie pan sprzedałby taką lalkę za trzy ruble? - indagowała baronowa.

- Nie! Pani już nic i nigdy nie sprzedadzą w moim sklepie.

- Jaki pan ma dowód, że ta lalka jest kupiona u pana? - spytał sędzia.

- Otóż to! - zawołała baronowa. - Jaki dowód?...

- Ciszej!... - zgromił ją sędzia.

- Gdzie pani swoją lalkę kupiła? - spytał baronowę Wokulski.

- U Lessera.

- Więc mamy dowód - rzekł Wokulski. - Lalki takie sprowadzałem z zagranicy w kawałkach: oddzielnie głowy, oddzielnie korpusy. Niech więc pan sędzia odpruje głowę, a wewnątrz znajdzie moją firmę.

Pani baronowa zaczęła się niepokoić.

Sędzia wziął do rąk lalkę, która tyle narobiła zgryzoty, i urzędowym scyzorykiem rozciął jej naprzód stanik, a następnie począł z wielką uwagą odpruwać głowę od tułowia. Helenka, z początku zdziwiona, przypatrywała się tej operacji, następnie zwróciła się do matki mówiąc półgłosem:

- Mamo, dlaczego ten pan rozbiera Mimi? Przecież ona będzie się wstydzić...

Nagle zrozumiawszy, o co chodzi, wybuchnęła płaczem i kryjąc twarz w suknię pani Stawskiej, zawołała:

- Ach, mamo, po co on ją kraje?... To strasznie boli... O mamo, mamo, już nie chcę, ażeby Mimi krajali...

- Nie płacz, Heluniu, Mimi będzie zdrowa i jeszcze ładniejsza - uspakajał ją Wokulski, wzruszony nie mniej od Helenki.

Tymczasem głowa Mimi spadła na papiery. Sędzia spojrzał wewnątrz i podając maskę pani baronowej rzekł:

- Nu, niech pani przeczyta, co tam napisano?

Baronowa przycięła usta i milczała.

- To niech pan Maruszewicz przeczyta głośno, co tam jest.

- Jan Mincel i Stanisław Wokulski... - jęknął Maruszewicz.

- Zatem nie Lesser?

- Nie.

Przez cały ten czas służąca baronowej zachowywała się w sposób bardzo dwuznaczny: czerwieniła się, bladła, kryła się między ławki...

Sędzia patrzył na nią spod oka; nagle rzekł :

- Teraz panna nam powie, co to było z lalką? Tylko proszę prawdę, bo panna stanie do przysięgi...

Zagadnięta, z najwyższym przestrachem schwyciła się za głowę i przypadłszy do stołu, prędko odpowiedziała:

- Lalka stłukła się, panie...

- Ta wasza lalka, od pani Krzeszowskiej?...

- Ta...

- Nu, to stłukła się jej tylko głowa, a reszta gdzie?...

- Na strychu, panie... Oj, co ja będę miała!

- Nic panna nie będzie miała; gorzej byłoby nie odpowiedzieć prawdy. A pani oskarżycielka słyszy, co jest?...

Baronowa spuściła oczy i skrzyżowała ręce na piersi jak męczennica.

Sędzia zaczął pisać. Siedzący w drugiej ławce (maglarz oczywiście) odezwał się do damy czerwonej na twarzy:

A co, ukradła?... Widzisz pani, co się teraz zrobiło z paninej gęby?... Hę?..

- Jak kobieta jest ładna, to się i z kryminału wygrzebie - rzekła czerwona dama do swojej sąsiadki.

- Ale pani się nie wygrzebiesz... - mruknął maglarz.

- Głupiś pan!...

- Paniś głupsza...

- Ciszej!... - zawołał sędzia.

Kazano nam wstać i usłyszeliśmy wyrok najzupełniej uniewinniający panią Stawską.

- Teraz - zakończył sędzia skończywszy czytanie - może pani podać skargę o potwarz.

Zeszedł na salę, uścisnął za rękę panią Stawską i dodał:

- Bardzo mi przykro, żem panią sądził, i bardzo mi przyjemnie, że mogę powinszować."

Do góry↑

Źródło:

Lalka B. Prus - strona Uniwersytetu Gdańskiego

Serwis rozdaje przeglądarkom bezpieczne ciasteczka.